Recenzja powieści Łukasza Barysa „Kości, które nosisz w kieszeni”
"Ziemia nie obnosi się z cierpieniem, ale chowa w sobie kości, na które można nadepnąć, chodząc po podwórku"
Na stronach powieści Łukasza Barysa przewijają się mroczne obrazy. Smutna egzystencja rodziny, brudne zaniedbane podwórko, przepracowana samotna matka z trójką dzieci, chora babcia nieciekawi sąsiedzi i zmieniający się często kandydaci na "tatusia".
Już pierwsza scena ukazuje symboliczne kości, które wydłubuje palcami z ziemi Ula. Nie musi ich szukać daleko. Wystarczy wyjść z domu. Można po nich chodzić deptać czy wygrzebywać.
Są kruche brązowe, poplamione. Chrzęszczą pod stopami, kruszą się w dłoni.
Bierze je Ula ogląda i wkłada do kieszeni. Podobnie bawi się jej młodsza siostra-Sonia.
W powieści teraźniejszość miesza się z przeszłością, życie ze śmiercią, park rozrywki
z cmentarzem, dobrobyt z biedą. Mroczna jest historia, legendy i czasy obecne. Wszystko to łączy miejsce - miasto Pabianice: legenda o Pabiance- brzydkiej księżniczce, rozwój i upadek przemysłu włókienniczego, przemiany ustrojowe. Tytułowe kości są fizycznym łącznikiem z przeszłością. To one, pomimo kruchości są trwalsze od życia, utrzymują pamięć o dawnych czasach przez kilkaset lat.
Są też elementem dziedziczenia przechodzącym z pokolenia na pokolenie. Geny przenoszą doświadczenia poprzednich pokoleń. Traumy przodków przenoszone są poprzez rodzinne narracje. Chociaż książka ma tylko ok. 140 stron, zawiera ogrom treści. Skłania do przemyśleń.
Warto sięgnąć po nią na półkę.
Powieść Barysa jest jednak trudna w odbiorze. Na pewno nie da się jej przeczytać jednym tchem, ale warto.
Zofia Mikołajczuk, DKK Polkowice
Czerwiec 2024 rok